kategorie:
animacja społeczna
kultura i sztuka
nowe technologie
inne
umiejętności:
tworzenie i edycja tekstów
inne
Termin realizacji: 2017-06-30
Opis zadania
Cel
W związku z przygotowaniami do stworzenia scenariuszy komiksowych, zadaniem dla wolontariusza jest zamiana wcześniej przygotowanych plików z formatu .pdf na tekst w edytorze tekstów, czyli .doc. Dla zainteresowanych kulturą i historią Warszawy, digitalizacja dotyczy opowiadań wielkiego warszawskiego felietonisty, Stefana "Wiecha" Wiecheckiego, które posłużą nam jako bazowy materiał na scenariusze komiksowe najnowszego albumu pn. "Praga Gada Wiechem"
W zamian za Twoje zaangażowanie i zdigitalizowanie co najmniej 20 plików (patrz inne zadania w ramach projektu "Praga Gada Gwara") oferujemy referencje oraz przekażemy Państwu komiks z naszej serii „Praga Gada”.
Serdecznie zachęcamy do współdziałania!
Zakres obowiązków
Forma rozwiązania
Komentarze i rozwiązania Pokaż:
jego czole namiętny pocałunek i uparł się zabrać go z sobą do
„Adrii”. Dzielny funkcjonariusz z początku tłumaczył memu
znajomemu, że służba nie pozwala mu opuścić posterunku, że
bardzo chętnie będzie mu towarzyszył, ale dopiero po godzi-
nie szóstej.
Gdy to wszystko nie pomagało i mój przyjaciel nie ustę-
pował, służbista wydobył gwizdek, wezwał policjanta i oddał
w jego niezawodne ręce swego wielbiciela pod zarzutem, iż
ten zamierza najwidoczniej okraść aptekę za pośrednictwem
wspólników, którzy niewątpliwie za rogiem ulicy czekają
tylko na to, by dozorca uległ i udał się na dancing. Niefortun-
ny entuzjasta nocnej straży do rana tłumaczył się władzom
z motywów, jakie go skłoniły do kuszenia strażnika koktaj lem
i dziewczynkami.
Gdy pewnej nocy serce moje zapłonęło ogniem podob-
nych uczuć, pomnąc na straszliwy przykład swego druha
ograniczyłem się tylko do poczęstowania nocnego stróża pa-
pierosem oraz do krótkiej wymiany myśli.
Pan Franciszek Czyżyk — tak się bowiem nazywał boha-
terski obrońca sklepów i mieszkań parterowych — najpierw
obrzucił mnie nieufnym spojrzeniem, ale wreszcie nie uchylił
się od rozmowy na tematy ogólne, ze specjalnym uwzględ-
nieniem próbnego tygodnia ciszy.
Z polityką międzynarodową i bolączkami społecznymi
załatwiliśmy się w kilku zdaniach, o walce z hałasem mówi-
liśmy nieco dłużej.
— Owszem, cichość rzecz przyjemna, ale nie dla bezpiecz-
nego fachowca.
— Dlaczegóż to?
— Bo się cholerycznie spać chce. Senne marzenie same
na człowieka przychodzi. Dawniej, jak się mnie oczy kleili,
taksówka zatrąbiła, tramwaj zadzwonił, czyli łyż tramwajarze
szyne żelazną sto kilo wagi na tretuar rzucili i od razu musia-
196
łem się ocknąć. A teraz broń Boże o ścianę się oprzyć, bo się
człowiek może obudzić o dziesiątej rano.
— No, ale z drugiej znowu strony łatwiej złodziei upilno-
wać, bo każdy szmer pan usłyszy.
— To pan szanowny nie zna warszawskich fachowców.
Od razu sporutowali, co i jak trzeba robić, i na gumianych
podeszwach chodzą. Nic ich pan nie słyszy. A smykałkie taką
mają, że wczoraj jednemu mojemu koledze „A-a-a, kotki dwa”
nad uchem zaśpiewali — od razu chłopina kimnął i jak się
obudził, trzy sklepy byli obrobione na glanc.
W ogólności, proszę pana szanownego, nudno jest teraz
na ulicy, że płakać się chce.
Žadnej rozrywki człowiek nie ma. Dawniej co i raz po-
gotowie gdzieś zajeżdżało, bo się publika bardzo chętnie po
zębach grzała, a dzisiaj każden się boi nocnej ciszy zakłócić,
bo może mieć nieprzyjemność:
Wszyscy narzekają: parówkarze, fachowe kobiety, szo-
feraki, a także samo policja, bo życia nie ma, panie szanowny.
Dawniej gość przyszedł na parówki, ze znajomem sobie
porozmawiał i ani się nie zmiarkował, jak sześć, siedem sztuk
opchnął. A teraz smutny stoi przy wózku, jak na żałobnem
syrku, i po cichu, na ucho parówkarzowi zamówienie usku-
tecznia.
I nieporozumienia z tego wychodzą. Trzy dni temu nazad
obstalował gość porcję sejmowej kiełbasy bez musztardy.
A że brzęczał do ucha parówkarzowi, ten nie zrozumiał i dał
z musztardą. Gość się zakrztusił, kopnął w wózek, kajzerki
porozrzucał, sól i pieprz rozsypał, i nieprzyjemność była. po
cichu co prawda, na paluszkach, ale w każdem bądź razie — ro-
zerwa policji z komisariatu przyjeżdżała i drabina z nowo-
świeckiej straży ogniowej, bo gość na latarnie wlazł i nie chciał
wcale złazić.
Tak, tak, panie szanowny, to się nie utrzyma. Warszawa
nie Kaczy Dół, tu życie być musi!
197